5 lutego 2020 roku w parafii Skomielna Biała, odbył się pogrzeb śp. ks. kan. Antoniego Łaciaka naszego rodaka. Msza święta została odprawiona pod przewodnictwem J.E. ks. bp Jana Zająca. Dużo ciepłych słów dotyczących osoby oraz działalności ks. Antoniego można było usłyszeć z ust biorącego udział w nabożeństwie biskupa Jana Zająca. W uroczystości pogrzebowej uczestniczyli kapłani, rodzina, przyjaciele, tłumy parafian oraz mieszkańcy z Lachowic na czele z ks. proboszczem i ks. kanonikiem.
Trudno wyrazić w paru zdaniach tak piękne i owocne kapłańskie życie. Wszystko zaczęło się w Lachowicach, gdzie urodził się, wychował, odkrył swoje kapłańskie powołanie, aż w końcu wyszedł jak niegdyś Abram ze swej ziemi rodzinnej, posłuszny wezwaniu, by pełnić wolę Boga. Był jednym z nas i zawsze nim pozostanie. Promieniował radością i ciepłem. Zainteresowany sprawami parafii, ludzi, odwiedzał i kochał swoje rodzinne strony. Z całego serca dziękujemy Księdzu Antoniemu za lata bliskości i pamięci o nas. Dziękujemy mu za wspaniały przykład wiary i wierności, który dzisiaj jest tak bardzo cenny dla wszystkich ludzi.
Zmarła Mama kapłana była osobą kochającą swoje dzieci. Żyła zawsze blisko Boga i kochała Kościół - mówił w kazaniu Ksiądz Infuat Jakub Gil, który 22 listopada 2018 roku w kościele pw. św. App. Piotra i Pawła w Lachowicach, przewodniczył uroczystościom pogrzebowym śp. Józefy Dyduch, mamy ks. Krzysztofa Dyducha, Albertyna z Lachowic. W kazaniu Ksiądz Infuat zaznaczył, że zmarła zanurzona w tajemnicy Boga, dała piękny przykład życia i modlitwy. Dobrze wychowała dzieci, ofiarując swojego syna Kościołowi. Zawsze zgadzała się z wolą Boga. - Wszyscy ją kochaliśmy - mówił Ksiądz Infuat Jakub Gil.
Na zakończenie Eucharystii w imieniu rodziny ks. Kszysztof Dyduch podziękował wszystkim za towarzyszenie w ostatniej ziemskiej drodze jego matki i pożegnał ją słowami: - Kochana Mamo, dziękujemy Ci za wychowanie. Dziękujemy za Twoją bezgraniczną miłość. Wszystkich nas równo kochałaś. Dziękujemy za przykład żywej wiary, za przykład ufnej modlitwy. Dziękujemy za dar cierpienia, które ofiarowałaś także jako zadośćuczynienie za nasze grzechy. Mamo, dziękujemy za Twoją modlitwę za nas, za troskę o naszą wiarę, o naszą miłość do Pana Boga, do Kościoła, do Matki Najświętszej, do każdego człowieka. Jako kapłan, Twój syn, dziękuję, że wyprosiłaś mi powołanie kapłańskie. Dziękuję za Twoją modlitwę, która towarzyszyła mi w kapłańskim życiu. Dziękuję za Twoje mądre wskazówki, upomnienia i zachęty... Mamo, przychodzi chwila ziemskiego rozstania. Dziękujemy Ci za wszystko. Prosimy pokornie o miejsce dla Ciebie w zaciszu Nieba. Wierzymy, że Bóg pozwoli Ci powitać nas kiedyś, gdy przybędziemy do portu, do brzegu wieczności, na którym Ty już stanęłaś. Spoczywaj w pokoju! Nie mówimy: żegnaj, ale - do zobaczenia w domu Ojca, w wieczności!
W dniu 12 stycznia 2015 roku uczestniczyliśmy w ostatniej ziemskiej drodze naszego zmarłego brata Juliana. Ta żałobna uroczystość niech się stanie dla nas, zgromadzonych w naszej parafialnej świątyni, okazją do chociażby krótkiej refleksji nad śmiercią, przemijaniem, zmartwychwstaniem, a zarazem do publicznego wyznania wiary w Chrystusa Paschalnego.
Odszedł do Pana ojciec rodziny, kochający mąż, przyjaciel, życzliwy sąsiad, znajomy. Znaliśmy go chyba wszyscy, był dla większości z nas kimś bliskim. Gdy patrzymy na tę trumnę, przychodzi nam na myśl wiersz napisany przez ks. Wacława Hryniewicza. Oto jego fragment:
Odkąd odszedłeś, pełen jestem twojej bliskości
w myślach i uczuciach.
Twoja śmierć – wcześnie dojrzały owoc życia
– napełnia smutkiem wielu.
Wiem, że to znak kruchości naszego istnienia,
które skończyć się musi w obecnej postaci.
Niby rozumiem, ale pojąć nie mogę...
Wiedziałem, że szlachetną i piękną miałeś duszę,
serce oddane i szczere.
Widać to było na Twoim obliczu.
Wciąż słyszę Twój głos.
Twoje słowa jeszcze dźwięczą w uszach.
Widzę Twoją uszczęśliwioną twarz
i oczy pełne światła.
JEST RADOŚĆ ZE ZMARTWYCHWSTANIA!
Właśnie – radość ze zmartwychwstania! Jezus Chrystus, nasz Pan i Zbawca, pierwszy pokonał śmierć i powrócił do życia. Podobnie i my kiedyś zmartwychwstaniemy. Jakże wielkim pocieszeniem dla nas są słowa zanotowane w Apokalipsie przez św. Jana Apostoła i Ewangelistę: „Błogosławieni, którzy w Panu umierają – już teraz. Zaiste, mówi Duch, niech odpoczną od swoich mozołów, bo idą wraz z nimi ich czyny” (Ap 14,13). Te słowa Pisma Świętego dodają otuchy nam wszystkim. Dlatego razem z naszym zmarłym bratem Julianem w Chrystusie powtarzamy słowa żałobnej pieśni śpiewanej na pogrzebie podczas pożegnania:
Stanę przed Stwórcą i przed swoim Bogiem, On mnie z miłości wezwał do istnienia, tchnął swego Ducha, stworzył na swój obraz, jak własne dziecko znał mnie po imieniu. Wstyd mnie ogarnia, że przed Tobą stanę tak niepodobny, Boże mój, do Ciebie. Nie karz mnie za to zbyt surowym sądem, rozpoznaj, Ojcze, swoje dziecko we mnie. Tułaczka moja już dobiegła kresu, dla moich oczu słońce ziemi zgasło. W Tobie, mój Boże, znajdę pokój wieczny, Ty będziesz dla mnie niegasnącym światłem. Dziś moją duszą w ręce Twe powierzam, mój Stworzycielu i najlepszy Ojcze. Do domu wracam jak strudzony pielgrzym, a Ty z miłością przyjmij mnie z powrotem. (Siostra M. Imelda)
Wzruszające są te słowa, a jednocześnie pełne pokory wobec Boga Wszechmogącego. Bo oto ja, grzeszne stworzenie, stanę kiedyś przed moim Stwórcą, który mnie stworzył z bezmiaru swojej miłości i uczynił podobnym do siebie poprzez danie mi rozumu i wolnej woli. Bóg zna mnie doskonale, nie jestem dla Niego żadną tajemnicą. Zna nie tylko moje słowa i czyny, ale nawet i myśli. Zna mnie bardziej niż moja rodzona matka. I dlatego, gdy zbliża się dzień zejścia z tego świata, jakże często boję się, bo w ciągu życia ziemskiego nagrzeszyłem wiele i po prostu wstydzę się spojrzeć twarzą w twarz swemu Stwórcy. Gdy żyję na ziemi, wszystko ma dla mnie mniejsze czy też większe znaczenie. Liczy się kariera zawodowa, pieniądze, układy, znajomości czy też inne sprawy. Ale gdy patrzymy na tę trumnę, zdaję sobie doskonale sprawę, że to wszystko pył i proch, zwykła marność. Moje życie jest nieraz długim i ciężkim pielgrzymowaniem po ziemi. Kończąc doczesny wymiar swojego żywota, wracam – niczym strudzony pielgrzym – do Ojca mego, który jest w niebiosach. Jemu powierzam to, co mam najcenniejsze – moją duszę i proszę Boga o zbawienie, wieczny odpoczynek.
Gdy tak patrzymy na tę trumnę, wiem, że liczą się tylko czyny. Czyny miłości, miłosierdzia i wszelkiej dobroci, wszystkie moje czyny. Ich czyny idą za nimi (por. Ap 14,13) – mówi w dzisiejszym pierwszym czytaniu umiłowany uczeń Pana. Wszystkie dobre czyny naszego zmarłego brata idą z nim przed tron Boga Najwyższego. Błogosławieni więc ci, którzy w Panu umierają. Ci, którzy pełnili dobre czyny. Czyny miłości są najważniejsze, bo miłość jest mocniejsza niż śmierć. Baldwin, biskup kantuaryjski, pisał w jednym ze swoich licznych traktatów teologicznych: „Mocna jest śmierć, albowiem potrafi pozbawić nas daru życia. Mocna jest miłość, bo potrafi przywrócić nam lepsze życie. Mocna jest śmierć, albowiem potrafi odrzeć nas z ciała. Mocna jest miłość, bo potrafi odebrać łup śmierci i nam go oddać. Mocna jest śmierć, nikt z ludzi nie zdoła się jej oprzeć. Mocna jest miłość; umie pokonać śmierć, złamać jej oścień, uśmierzyć zapędy, unicestwić zwycięstwo. Nadejdzie czas, kiedy dozna skarcenia” (Traktat 10).
Gdy nasza miłość będzie mocniejsza od śmierci, to zawsze będziemy gotowi na spotkanie z Panem Bogiem. Zmarły przed kilku laty wybitny kardynał belgijski Léon-Joseph Suenens pisał niegdyś, że chrześcijanin musi być w każdej chwili gotów na dwie rzeczy: na przyjęcie komunii świętej i na śmierć.Pamiętajmy o tym każdego dnia, bo rzeczywiście jest to prawda. Bo być może niedługo przyjdzie nam stanąć przed Stwórcą i przed naszym Bogiem. Kończąc, zacytuję inny fragment wiersza ks. Wacława Hryniewicza: Przyszły świecie zmartwychwstałego życia, świecie żywej i wiecznej pamięci Boga: nie ma w tobie nic z zapomnienia. Gdy Bóg pamięta – CZŁOWIEK ŻYJE! Ty, który wcześniej przez bramę śmierci (wierzę, że pełną światła) odszedłeś w Nieznaną Krainę na drugą stronę życia: PAN Z TOBĄ!
Z głębokim żalem i smutkiem przyjęliśmy wiadomość, że zgasło światło życia dla naszego parafianina:
Ś. p. Stanisława Gaździckiego, którego pogrzeb odbędzie się w czwartek 21 listopada 2024 roku o godz. 11:30 w kościele.
Do uczestnictwa w ostatniej drodze do wieczności zmarłemu zaprasza pogrążona w wielkim smutku i żałobie rodzina zmarłego.
Rodzinie i bliskim składamy wyrazy głębokiego współczucia. Odszedł od nas na zawsze, niech pozostanie jednak w naszej pamięci, taki jaki był - pełen radości i humoru. Pozostaje po nim dobro, które czynił za życia. Ono będzie w nas wzrastać i owocować. Żegnając naszego brata, wchodzimy w nieprzeniknioną tajemnicę śmierci. Ufamy, że Chrystus Zmartwychwstały przyjmie Go do grona Świętych w niebie a w nas, pielgrzymujących jeszcze po tej ziemi, rozpali wiarę w życie wieczne.
Wieczny odpoczynek racz Mu dać Panie, a światłość wiekuista niechaj Mu świeci, na wieki wieków. Amen. Niech odpoczywa w pokoju wiecznym. Amen.
W każdej kulturze jest obrzęd
grzebania ciał zmarłych.
Bez pogrzebu umarły nie dozna spokoju.
Stąd w literaturze klasycznej,
jak i w literaturze biblijnej
grzebanie ciał było świętym nakazem.
Nakaz ten należało spełnić
nawet w niebezpieczeństwie śmierci.
Inaczej najbliższych z rodziny
czekała zemsta bogów.
Ciężkim przekleństwem u Żydów
było powiedzenie: Niech ci ziemia
lekką będzie. To znaczyło - żebyś
po śmierci był tak cienko ziemią przykryty,
by cię szakale rozniosły po piaskach.
Chrześcijanie dzień śmierci uważali zawsze
za dzień narodzin dla nieba.
Dzień śmierci, zwłaszcza męczenników,
został dniem wspomnienia Świętych.
Śmierć, tak jak narodziny, była chwilą
okrytą tajemniczym majestatem.
Został jeszcze na wioskach piękny zwyczaj
modlitwy przy zmarłym przez całą noc
w domu zmarłego.
Strona 1 z 2