W dniu 12 stycznia 2015 roku uczestniczyliśmy w ostatniej ziemskiej drodze naszego zmarłego brata Juliana. Ta żałobna uroczystość niech się stanie dla nas, zgromadzonych w naszej parafialnej świątyni, okazją do chociażby krótkiej refleksji nad śmiercią, przemijaniem, zmartwychwstaniem, a zarazem do publicznego wyznania wiary w Chrystusa Paschalnego.
Odszedł do Pana ojciec rodziny, kochający mąż, przyjaciel, życzliwy sąsiad, znajomy. Znaliśmy go chyba wszyscy, był dla większości z nas kimś bliskim. Gdy patrzymy na tę trumnę, przychodzi nam na myśl wiersz napisany przez ks. Wacława Hryniewicza. Oto jego fragment:
Odkąd odszedłeś, pełen jestem twojej bliskości
w myślach i uczuciach.
Twoja śmierć – wcześnie dojrzały owoc życia
– napełnia smutkiem wielu.
Wiem, że to znak kruchości naszego istnienia,
które skończyć się musi w obecnej postaci.
Niby rozumiem, ale pojąć nie mogę...
Wiedziałem, że szlachetną i piękną miałeś duszę,
serce oddane i szczere.
Widać to było na Twoim obliczu.
Wciąż słyszę Twój głos.
Twoje słowa jeszcze dźwięczą w uszach.
Widzę Twoją uszczęśliwioną twarz
i oczy pełne światła.
JEST RADOŚĆ ZE ZMARTWYCHWSTANIA!
Właśnie – radość ze zmartwychwstania! Jezus Chrystus, nasz Pan i Zbawca, pierwszy pokonał śmierć i powrócił do życia. Podobnie i my kiedyś zmartwychwstaniemy. Jakże wielkim pocieszeniem dla nas są słowa zanotowane w Apokalipsie przez św. Jana Apostoła i Ewangelistę: „Błogosławieni, którzy w Panu umierają – już teraz. Zaiste, mówi Duch, niech odpoczną od swoich mozołów, bo idą wraz z nimi ich czyny” (Ap 14,13). Te słowa Pisma Świętego dodają otuchy nam wszystkim. Dlatego razem z naszym zmarłym bratem Julianem w Chrystusie powtarzamy słowa żałobnej pieśni śpiewanej na pogrzebie podczas pożegnania:
Stanę przed Stwórcą i przed swoim Bogiem, On mnie z miłości wezwał do istnienia, tchnął swego Ducha, stworzył na swój obraz, jak własne dziecko znał mnie po imieniu. Wstyd mnie ogarnia, że przed Tobą stanę tak niepodobny, Boże mój, do Ciebie. Nie karz mnie za to zbyt surowym sądem, rozpoznaj, Ojcze, swoje dziecko we mnie. Tułaczka moja już dobiegła kresu, dla moich oczu słońce ziemi zgasło. W Tobie, mój Boże, znajdę pokój wieczny, Ty będziesz dla mnie niegasnącym światłem. Dziś moją duszą w ręce Twe powierzam, mój Stworzycielu i najlepszy Ojcze. Do domu wracam jak strudzony pielgrzym, a Ty z miłością przyjmij mnie z powrotem. (Siostra M. Imelda)
Wzruszające są te słowa, a jednocześnie pełne pokory wobec Boga Wszechmogącego. Bo oto ja, grzeszne stworzenie, stanę kiedyś przed moim Stwórcą, który mnie stworzył z bezmiaru swojej miłości i uczynił podobnym do siebie poprzez danie mi rozumu i wolnej woli. Bóg zna mnie doskonale, nie jestem dla Niego żadną tajemnicą. Zna nie tylko moje słowa i czyny, ale nawet i myśli. Zna mnie bardziej niż moja rodzona matka. I dlatego, gdy zbliża się dzień zejścia z tego świata, jakże często boję się, bo w ciągu życia ziemskiego nagrzeszyłem wiele i po prostu wstydzę się spojrzeć twarzą w twarz swemu Stwórcy. Gdy żyję na ziemi, wszystko ma dla mnie mniejsze czy też większe znaczenie. Liczy się kariera zawodowa, pieniądze, układy, znajomości czy też inne sprawy. Ale gdy patrzymy na tę trumnę, zdaję sobie doskonale sprawę, że to wszystko pył i proch, zwykła marność. Moje życie jest nieraz długim i ciężkim pielgrzymowaniem po ziemi. Kończąc doczesny wymiar swojego żywota, wracam – niczym strudzony pielgrzym – do Ojca mego, który jest w niebiosach. Jemu powierzam to, co mam najcenniejsze – moją duszę i proszę Boga o zbawienie, wieczny odpoczynek.
Gdy tak patrzymy na tę trumnę, wiem, że liczą się tylko czyny. Czyny miłości, miłosierdzia i wszelkiej dobroci, wszystkie moje czyny. Ich czyny idą za nimi (por. Ap 14,13) – mówi w dzisiejszym pierwszym czytaniu umiłowany uczeń Pana. Wszystkie dobre czyny naszego zmarłego brata idą z nim przed tron Boga Najwyższego. Błogosławieni więc ci, którzy w Panu umierają. Ci, którzy pełnili dobre czyny. Czyny miłości są najważniejsze, bo miłość jest mocniejsza niż śmierć. Baldwin, biskup kantuaryjski, pisał w jednym ze swoich licznych traktatów teologicznych: „Mocna jest śmierć, albowiem potrafi pozbawić nas daru życia. Mocna jest miłość, bo potrafi przywrócić nam lepsze życie. Mocna jest śmierć, albowiem potrafi odrzeć nas z ciała. Mocna jest miłość, bo potrafi odebrać łup śmierci i nam go oddać. Mocna jest śmierć, nikt z ludzi nie zdoła się jej oprzeć. Mocna jest miłość; umie pokonać śmierć, złamać jej oścień, uśmierzyć zapędy, unicestwić zwycięstwo. Nadejdzie czas, kiedy dozna skarcenia” (Traktat 10).
Gdy nasza miłość będzie mocniejsza od śmierci, to zawsze będziemy gotowi na spotkanie z Panem Bogiem. Zmarły przed kilku laty wybitny kardynał belgijski Léon-Joseph Suenens pisał niegdyś, że chrześcijanin musi być w każdej chwili gotów na dwie rzeczy: na przyjęcie komunii świętej i na śmierć.Pamiętajmy o tym każdego dnia, bo rzeczywiście jest to prawda. Bo być może niedługo przyjdzie nam stanąć przed Stwórcą i przed naszym Bogiem. Kończąc, zacytuję inny fragment wiersza ks. Wacława Hryniewicza: Przyszły świecie zmartwychwstałego życia, świecie żywej i wiecznej pamięci Boga: nie ma w tobie nic z zapomnienia. Gdy Bóg pamięta – CZŁOWIEK ŻYJE! Ty, który wcześniej przez bramę śmierci (wierzę, że pełną światła) odszedłeś w Nieznaną Krainę na drugą stronę życia: PAN Z TOBĄ!