„Nie bój się, odtąd ludzi będziesz łowił” - te słowa wypowiedział Jezus do Szymona. Wypowiada je również dziś do wielu młodych ludzi, by nie bali się pozostawić wszystko i pójść za Nim. Dla każdego Bóg ma przygotowany wspaniały plan, a kieruje się wyłącznie miłością. 23 - maja 2010 roku w Uroczystość Zesłania Ducha Świętego w naszej parafii przeżywaliśmy - Niedzielę Powołań. Do naszej wspólnoty parafialnej przyjechali klerycy z Wyższego Seminarium Duchownego z Krakowa. Przybyli do nas by podzielić się z nami swoimi przeżyciem z drogi powołania do kapłaństwa i by modlić się razem z nami o nowe i liczne powołania kapłańskie i zakonne.
Homilia diakona Piotra Maroszka na Uroczystość Zesłania Ducha Świętego wygłoszona w czasie niedzieli powołań 23.V.2010 roku w Lachowicach.
Niedziela powołań. Wyjątkowy dzień. Do parafii przyjechali klerycy, diakoni. Przyjechali powoływać? Otóż nie. My nie możemy nikogo powołać. Nie mamy ani takiej władzy ani nawet możliwości. Nie możemy powiedzieć komukolwiek, choćby to był najpobożniejszy chłopak z całej parafii, przy tym zdolny i ładnie śpiewający, jedź z nami - ty będziesz dobrym księdzem. Nam nie wolno zrobić nic podobnego. Po co zatem tu jesteśmy? Słyszeliśmy w drugim czytaniu, kto powołuje do służby w Kościele. To Duch Święty rozdziela zadania i funkcje dając każdemu odpowiednią łaskę do wypełnienia powierzonego zadania. Tylko On i nikt inny. A dary jakich udziela są rozmaite. Bo i zadania w Kościele są różne, a jednym z nich jest kapłaństwo. Mamy przekonanie, że do tego zadania potrzebne jest specjalne powołanie i szczególna łaska. My sami z siebie, przez własne najszczersze chęci i wysiłki, nie możemy stać się kapłanami. Tu musi zadziałać Bóg. A jak Pan Bóg działa spójrzmy na Ewangelię.
Niedziela. Wieczór. Apostołowie siedzą zamknięci w domu. Nasłuchują, czy aby nie słychać odgłosu zbliżających się kroków. Oto zaraz mogą przyjść faryzeusze razem z żołnierzami i ich pojmać. Skoro zabili Jezusa, który był tak potężnym prorokiem, to z nami tym bardziej sobie poradzą. Owszem, Maria Magdalena mówiła, że nawet widziała Jezusa, twierdziła, że On żyje. Biedna kobieta - myśleli Apostołowie - z żalu i rozpaczy postradała zmysły. Nawet Jan widząc pusty grób pomyślał, że On zmartwychwstał. Biedny Jan. Jemu też pomieszało się w głowie. Zalęknieni i zamknięci Apostołowie wszystkiego się spodziewali, tylko nie przyjścia Jezusa. Tymczasem On przyszedł mimo drzwi zamkniętych, stanął pośrodku i powiedział: „Szalom!”, nie lękajcie się, Ja jestem! Jakże wielka musiała być ich radość, gdy zobaczyli Jego, który pokazał im swe rany - pamiątkę męki i dowód, że to naprawdę On, a nie żaden duch - On, który przeszedł przez mękę i śmierć.
Jezus przychodzi mimo zamkniętych drzwi. Dla Jezusa zaporą nie są zamknięte drzwi. Dla Jezusa zaporą jest zamknięte serce. Zapytasz: jakże ja mógłbym mieć zamknięte serce? Przecież chodzę do kościoła. Modlę się niekiedy. O, na rozmaite sposoby możesz zamykać swoje serce przed Bogiem. Możesz przystanąć przed wejściem do kościoła i upierać się, że uczestniczysz we Mszy św. Możesz wpatrywać się w telewizor zamiast uklęknąć do modlitwy. W ten sposób zamykasz serce nie tylko swoje, ale i swoich dzieci, które przecież mają prawo widzieć swojego tatę, swoją mamę, modlących się. Kiedy dzieci widzą, że ich rodzice wstydzą się Pana Boga same później też będą się Go wstydzić. Dziś wielu katolików paraliżuje wstyd. Widzimy to choćby na przykładzie Portugalii, do której ostatnio pielgrzymował Ojciec święty. Wprawdzie wielu Portugalczyków nadal praktykuje, ale wstydzą się przyznawać do wiary, boją się powiedzieć, że tzw. „małżeństwa homoseksualne” są czymś nienormalnym, że aborcja jest zabójstwem maleńkiego dziecka, bo nie chcą być uznani za zacofanych. Potrzeba było dopiero stanowczej zachęty Benedykta XVI, żeby dodać im odwagi. Paraliżuje nas lęk, dławi nas wstyd, blokuje obojętność, nieczułość.
Jezus wciąż stoi u drzwi, u drzwi serca i kołacze. On się nie narzuca, On pokornie prosi, abyś Go wpuścił. Możesz nie usłyszeć głosu Pana, bo masz słuchawki na uszach i słuchasz głośnej muzyki. Możesz nie usłyszeć głosu Pana, bo sam bez przerwy gadasz, bez przerwy jesteś zajęty różnymi sprawami. Możesz postawić Bogu zaporę i nie usłyszeć głosu Jego powołania. Każde powołanie rodzi się w ciszy i skupieniu serca. Nie inaczej.
Celem przyjścia Pana jest tchnienie Ducha. Mesjasz - sam namaszczony Duchem może udzielać Go, aby odrodzić w Nim rodzaj ludzki. Zmartwychwstały Pan w swoim chwalebnym ciele jest przyobleczony w Bożą moc ożywiania: teraz z Jego ciała jak ze źródła Duch rozlewa się na cały świat. Możemy sobie to uzmysłowić patrząc na obraz Jezusa miłosiernego i widząc promienie wychodzące z Jego przebitego boku. On sam powiedział: „Jeśli ktoś jest spragniony, a wierzy we Mnie - niech przyjdzie do Mnie i pije! Jak rzekło Pismo: Rzeki wody żywej popłyną z jego wnętrza. A powiedział to o Duchu, którego mieli otrzymać wierzący w Niego; Duch bowiem jeszcze nie był dany, ponieważ Jezus nie został jeszcze uwielbiony” (J 7, 37b - 39). Teraz oto zmartwychwstały Jezus wylewa na swoich uczniów Ducha - tchnie Go, zaś oni napełniają się Duchem przebaczającej miłości. Chrystus mówił do Apostołów i mówi dziś do nas: „Weźmijcie Ducha Świętego!”. Przyjmijcie ten najcenniejszy Dar; zatroszczcie się o to, by Go nie zasmucać, by On już zawsze był w was wiecznie młodym i tryskającym źródłem. Mówi dalej: „którym odpuścicie grzechy, są im odpuszczone, a którym zatrzymacie, są im zatrzymane”. Duch Święty, którego otrzymują Apostołowie jest Duchem rozeznania, Duchem mądrości, a zarazem Duchem, mocą którego dokonuje się odpuszczenie grzechów. To Duch wyzwolenia i wolności, który tchnie kędy chce i ma moc przemieniania oblicza Ziemi.
W czasie pielgrzymek Ojca Świętego do ojczyzny nasz naród przeżywał swoiste rekolekcje. Ludzie wyszli z domów, zobaczyli się nawzajem, poczuli że razem są silni. Kiedy celebrując Mszę świętą w niedzielę Zesłania Ducha Świętego na Placu Zwycięstwa Jan Paweł II wołał: „Niech zstąpi Duch Twój i odnowi oblicze ziemi!” w sercach tysięcy rodaków obudziło się żarliwe pragnienie wolności i odnowy kraju uciśnionego przez system komunistyczny. W Polsce nastąpiły przemiany. Wtedy, ponad trzydzieści lat temu nastąpiło rzeczywiste Zesłanie Ducha Świętego - rozpoczęła się odnowa naszego narodu i Kościoła. Wielu młodych natchnionych Duchem wstąpiło na drogę powołania kapłańskiego. Seminaria pękały w szwach. W naszym seminarium było wówczas ponad czterystu kleryków. Dziś - mniej niż połowę z tego, lecz jeszcze nie jest źle. Dlatego właśnie powiedziałem na początku, że naszym zadaniem nie jest powoływanie. Naszym zadaniem jest żarliwa modlitwa. A modlić się trzeba konkretnie. Siostry karmelitanki z ul. Łobzowskiej w Krakowie miały w swoim chórze klasztornym, w miejscu gdzie się modliły taki napis: „modlimy się o powołanie kapłańskie dla Pana Kalinowskiego”. Pan Kalinowski był powstańcem styczniowym, sybirakiem, inżynierem. Siostry wymodliły mu powołanie kapłańskie. Został karmelitą bosym, odnowicielem zakonu karmelitańskiego na ziemiach polskich. Dziś czcimy go jako św. Rafała Kalinowskiego. Oto konkretny owoc konkretnej modlitwy. Dziś razem z Apostołami i z Maryją jesteśmy zgromadzeni w tym lachowickim wieczerniku. Oni są dziś z nami, nie tylko symbolicznie - namalowani na ścianach tej pięknej świątyni - Oni przez tajemnicę świętych obcowania rzeczywiście razem z nami trwają na modlitwie. Błagają o Ducha. Gdy zaś zstępuje na nich Duch Święty ludzie sami się zbiegają do Apostołów widząc niezwykłe rzeczy i słysząc, że głoszą Oni wielkie dzieła Boże w ich własnych językach, których przecież nie znają.
Prośmy dziś żarliwie Boga, aby dał swojego Ducha waszym synom. On nimi pokieruje. Proszę was - nie wstydźcie się Boga - dajcie swoim dzieciom świadectwo wiary. Proszę was młodzi, jeśli usłyszycie głos Pana w swoim sercu, nie bójcie się odpowiedzieć: mów Panie, bo sługa Twój słucha. Miejcie odwagę pójść za tym głosem tam, gdzie was powoła. Bóg ma marzenie o każdym i każdej z was. Piękniejsze niż to, które wy sami możecie sobie wymarzyć. Jeśli zgodzicie się na ten Boży plan, będziecie szczęśliwi i spełnieni. Bądźcie mu wierni. Bóg powołując daje siły i łaskę potrzebną do wypełnienia tego, co On sam w nas rozpoczął. Niech się tak stanie. Amen.