0
0
0
s2sdefault
powered by social2s

b 154 Zróbcie Mu miejsce, Pan idzie z nieba
pod przymiotami ukryty chleba.
Zagrody nasze widzieć przychodzi
i jak się jego dzieciom powodzi.

Uroczystość Najświętszego Ciała i Krwi Pańskiej gromadzi nas wokół Chrystusowego ołtarza, byśmy po raz kolejny w naszym życiu mogli uczestniczyć w Wielkiej Tajemnicy naszej wiary, byśmy jeszcze raz mogli być na uczcie w wieczerniku wraz z apostołami i Jezusem, byśmy stanęli pod Krzyżem Chrystusa. Dzień dzisiejszy to dzień uwielbienia i dziękczynienia Jezusowi za tak wspaniały dar, jakim jest Jego pozostanie wśród nas pod postaciami chleba i wina. Dzień dziękczynienia za pokarm naszych dusz. W Boże Ciało wielbimy Chrystusa Eucharystycznego. Jakże więc aktualne jest zawołanie św.  Jana Pawła II" "Nie lękajcie się, otwórzcie drzwi Chrystusowi".

Żeby uwielbić, żeby dziękować, trzeba najpierw uwierzyć. I tak zapytam dzisiaj samego siebie: "jak to jest z moją wiarą w Jezusową obecność pod postaciami chleba i wina?" Odpowiedź nasuwa się szybko - wierzę, bo inaczej by mnie tu nie było. Przecież jest tyle możliwości, by spędzić wolny czas. Ja jednak jestem tutaj. I dobrze. Ale spróbuję podrążyć tę sprawę głębiej. Jaka jest ta moja wiara? Czy jest ona stała, a przede wszystkim czy jest żywa? W Boże Ciało trzeba być na Mszy św. i na procesji. Ale czy tylko "być"? Jeśli tak, to naprawdę niewiele. Pierwsze przykazanie kościelne wyraźnie mówi: "w niedzielę i święta nakazane we Mszy św. uczestniczyć i powstrzymać się od prac niekoniecznych". A uczestniczyć we Mszy św. to nie tylko na niej być.

W miarę możliwości trzeba mieć kontakt wzrokowy z ołtarzem i kapłanem celebrującym Mszę św. Dlatego potrzebne jest wyciszenie wewnętrzne i duchowe. Ażeby w pełni uczestniczyć w Najświętszej Ofierze trzeba przystąpić do Komunii św. - potrzebny jest więc stan łaski uświęcającej. I konieczna jest żywa wiara, że w białej Hostii i odrobinie wina jest obecny Jezus. Ten sam z Betlejem, z wieczernika i z krzyża i ten Zmartwychwstały. Ja wierzę. Może nie tak jak kiedyś. Nieraz nawet zauważam, że coś z tą moją wiarą się dzieje. Zabrakło rodziców, którzy zwracali mi uwagę. Do bierzmowania już byłem. Coraz szybsze tempo życia sprawia, że moja wiara słabnie. Siostry i bracia, wiara jest łaską, którą daje nam Bóg. O nią należy się modlić, ją pogłębiać i pielęgnować. To zauważyli już apostołowie, ale śmiało prosili swojego Mistrza: "Panie, przymnóż nam wiary". Z wiarą jest jak z pozłacaną powierzchnią. Choćby była ozdobiona nie wiadomo ilu karatowym złotem jeśli nie będzie odpowiednio odnawiane, konserwowane, czyszczone - zmatowieje i trzeba będzie ją złocić na nowo. Panie, umocnij naszą wiarę.

  • DSC07047
  • DSC07097
  • DSC07103
  • DSC07104
  • DSC07111
  • DSC07123
  • DSC07139
  • DSC07153
  • DSC07172
  • DSC07176
  • DSC07184
  • DSC07186
  • DSC07190
  • DSC07203
  • DSC07215
  • DSC07239
  • DSC07241
  • DSC07254
  • DSC07273
  • DSC07278
  • DSC07297
  • DSC07308
  • DSC07342
  • DSC07354

Co robię, żeby Jezus nie powiedział mi z wyrzutem, jak kiedyś do Piotra idącego po jeziorze: "czemu zwątpiłeś - małej wiary" (Mt 14, 30-31) Nasz udział w liturgii Bożego Ciała, we Mszy św. z Komunią św. oraz w procesji z Najświętszym Sakramentem po ulicach miast czy po wiejskich drogach to manifestacja, to publiczne wyznanie wiary. Uświadomię to sobie mocno. Czy nie jestem tu obecny tylko ciałem ale i duchem. Czy przystąpię do Stołu Pańskiego, by potem właściwym zachowaniem w czasie procesji raz jeszcze wyznać Jezusowi za św. Piotrem: "Ty jesteś Mesjasz, Syn Boga Żywego" (Mt 16,18)

Wiarę należy wypraszać na klęczkach, pielęgnować i co najważniejsze nią żyć. Starać się o żywą wiarę nie tylko dla siebie, ale i dla drugich, a szczególnie dla tych, za których jesteśmy odpowiedzialni. Mają obowiązek czynić to rodzice dla swoich dzieci, małżonkowie wzajemnie dla siebie. Przykre i trudne do zrozumienia jest stwierdzenie pewnej matki "poślę dziecko do I Komunii, a potem niech postępuje jak samo uzna za słuszne". Czy tak powie dobra matka w całym tego słowa znaczeniu? Wiarą trzeba się dzielić - stąd cała misyjność Kościoła. Pan idzie z nieba, zagrody nasze widzieć przychodzi i jak się dzieciom Jego powodzi. Otwórzcie drzwi Chrystusowi, nie lękajcie się!

Zaglądnijmy na chwilę do Ewangelii zapisanej przez św. Łukasza, a w rozdziale 19 znajdziemy opis wydarzenia, jakże podobnego do dzisiejszej uroczystości. Oto zaciekawiony przełożony w mieście Jerycho chciał chociaż zobaczyć przechodzącego Jezusa. A że był niskiego wzrostu wszedł na drzewo. I oto niespodziewanie słyszy zaproszenie Jezusa: "Zacheuszu, zejdź prędko, bo dziś muszę się zatrzymać w twoim domu". Zapewne zaskoczony Zacheusz takim obrotem sprawy, co robi? Zastanawia się, wymawia się tym czy innym? Nie. Schodzi z drzewa i przyjmuje Nauczyciela w swoim domu. Mało tego. Ewangelista dodaje, że Zacheusz był tym wszystkim rozradowany. Niektórzy z obecnych zaś szemrali: "do grzesznika poszedł w gościnę". Czy dzisiaj nie znaleźliby się podobni? Panie nie do nich, bo oni nie postępują tak jak Ty nauczasz, bo oni nie mają ślubu kościelnego itd. A przecież nie zdrowi potrzebują lekarza, lecz źle się mający. Przyszedł Jezus do celnika Zacheusza i nastąpiła przemiana serca. "Oto połowę mojego majątku, czyli tego co mam, oddam ubogim, a jeśli kogoś skrzywdziłem, wynagrodzę poczwórnie. Porażające było zaproszenie Jezusa, które kazało zejść Zacheuszowi z drzewa, ale i wspaniałe było zachowanie i odpowiedź odważnego celnika. To nic, że był niskiego wzrostu, za to serce miał wielkie.

"Otwórzcie drzwi Chrystusowi, nie lękajcie się. Może ktoś powiedzieć "ja już mam w życiu wszystko zaplanowane, ułożone, zaprogramowane. Żyję sobie spokojnie. Nie chciałbym w nim nic zmieniać, zakłócać. Zbawiciel nie chce burzyć porządku w jakim żyje twoja rodzina. On idzie do ciebie, by twoje życie udoskonalić, uczynić bardziej ludzkim.

"Zagrody nasze widzieć przychodzi i jak się Jego dzieciom powodzi". Nikt nie ma większej miłości od tej, gdy ktoś życie swoje oddaje za przyjaciół swoich. Może to trudne do zrozumienia dziś, gdy obserwujemy różne zachowania ludzi. Ale ta Miłość największa dokonała się na Krzyżu, a wcześniej w wieczerniku. Za chwilę dokona się w cudzie przeistoczenia, kiedy Ukrzyżowana Miłość mocą słów konsekracji, wypowiedzianych przez kapłana, pozwoli się zamknąć w jakże kruchych postaciach chleba i wina, byśmy mogli się posilać, karmić na życie wieczne. To właśnie Jezus idzie do nas. I to dobrze, bo chociażby człowiek posiadał nie wiadomo jaką wiedzę, to bez Chrystusa nie zrozumie ani siebie ani drugiego człowieka. Jak uczył Jan Paweł II należy zrobić wszystko, aby Chrystusowi nie tylko otworzyć drzwi, pozwolić Mu wejść. Ale trzeba nasze serca uprzątnąć z wszelkiej graciarni grzechów, złych przyzwyczajeń i nałogów, a przyozdobić kwiatami cnót i dobrych uczynków. Wierzę w Ciebie Chryste i choć Cię nie pojmuję, to miłuję Cię nade wszystko. Będę się starać, by i inni tak czynili.

Kościół św. posiada wiele przepięknych budowli, starodawnych, którymi ludzie się zachwycają, podziwiają - chociażby w samym Rzymie. To wszystko dla Jezusa i ze względu na Niego, bo nie ma piękniejszego daru niż Eucharystia. To Skarb pisany z dużej litery. Smutna to świątynia (choćby nawet bazylika), czy ołtarz - zbudowane przez sławnych artystów, ale bez tabernakulum, bez wiecznej lampki. Ale najlepszym mieszkaniem dla Jezusa jest czyste ludzkie serce.

Będziemy za chwilę szli w procesji. Będziemy wyznawali naszą wiarę i z niej płynącą miłość do Jezusa. W ciągu trzech lat publicznej działalności Pana Jezusa chodzili za nim różni ludzie. Tak było i na Golgocie pod krzyżem. Byli pośród nich przede wszystkim ci, którzy słuchali Jego nauki, wierzyli w Jego Boskie posłannictwo, kochali Go. Ale byli i ci, którzy spiskowali, chwytali za słowa, byli i wrogowie. Ja nie chcę do nich należeć. Ja chcę być Jego uczniem. Dlatego uświadomię sobie, że procesja to nie spacer na świeżym powietrzu. To wielkie uwielbienie Zbawiciela świata, naszego Zbawiciela. Tak więc niech każdy modli się na swój sposób, odpowiedni dla danej chwili - kiedy trzeba śpiewać, będę śpiewał, kiedy słuchać to w skupieniu i ciszy będę słuchał, a kiedy przyjdzie czas na milczenie, będę milczał. Dziecko będzie się modlić sypiąc kwiatki czy dzwoniąc dzwoneczkiem, młodzież niesieniem feretronu, chorągwi czy baldachimu. Różne funkcje, różne posługiwania, stąd różne formy modlitwy

Siostry i bracia! Przenieśmy się jeszcze raz do Galilei, w okolice Nazaretu, pod Górę Tabor. Tu Chrystus zostawił apostołów. Wziął ze sobą tylko Piotra, Jakuba i Jana. Poszli na górę i tam dokonało się Przemienienie. Przez cud przemienienia Pan Jezus chciał umocnić wiarę apostołów, chciał ich przygotować na czas próby, jaki miał przyjść w czasie męki i śmierci na krzyżu. Ukazał się im jako Bóg Starego i Nowego Testamentu, w towarzystwie Mojżesza i Eliasza. Dokonało się to nie w atmosferze lęku, ale radości i spokoju. Świadczy o tym zachowanie Piotra: "Panie, dobrze, że tu jesteśmy. Uczyńmy tu trzy namioty: dla Ciebie, dla Mojżesza i dla Eliasza. Piotr chciał tam pozostać, bo czuł się dobrze. Trzeba było jednak wracać na dół. Gdy zeszli z góry okazało się, że czekający na nich pozostali apostołowie mieli spory kłopot. Przyprowadzono do nich człowieka opętanego przez złego ducha. A oni nie mogli sobie z nim poradzić. Pytali Jezusa dlaczego ten rodzaj złych duchów zwycięża tylko umartwienie i modlitwa.

Czy i my dzisiaj, wpatrzeni w białą Hostię w monstrancji nie możemy się poczuć jak Piotr na Taborze i zawołać: "Panie, dobrze że tu jesteśmy"? Lecz trzeba być świadomym, że może się powtórzyć i to drugie wydarzenie. Po zakończeniu Liturgii, gdy wrócimy do domu, ten wyjątkowo zły duch będzie robił wszystko, by świąteczny, religijny nastrój popsuć, zburzyć, zająć naszą uwagę zupełnie czym innym. I trzeba będzie zdecydowanej walki. A może konieczne będzie umartwienie i modlitwa. Wówczas obronimy się, bo zwycięstwem jest nasza wiara. A zatem powtórzmy jak św. Tomasz z Akwinu: Zbliżam się w pokorze i niskości swej, Wielbię Twój Majestat skryty w Hostii tej. Tobie dziś w ofierze, serce daję swe. O utwierdzaj w wierze, Jezu dzieci Twe!

Początek strony