0
0
0
s2sdefault
powered by social2s

im_1_347Piszę dzisiaj do Ciebie ten krótki list… Ale dlaczego teraz i dlaczego właśnie do Ciebie? Czy nie mam już nic lepszego do roboty? Czy nie mam do kogo pisać? Dlaczego?… Może właśnie dlatego, że dzisiaj Twoje święto… Że właśnie dzisiaj pokazujesz nam, że nikt ci nie jest obojętny… i że idziesz tam, gdzie mieszkają, żyją, pracują, wypoczywają i spędzają swój czas Twoi bracia i siostry.

Ale dlaczego to właśnie Ty idziesz do nich, a nie oni do Ciebie? Przecież tak wielu Ciebie co niedziela odwiedza. Tak liczni są również ci, którzy niemal codziennie wydeptują kroki do kościoła, aby się z Tobą spotykać. Którzy dbają o to, aby regularnie oczyszczać swoje serce w sakramencie Pokuty, byś mógł do nich przychodzić i w nich zamieszkiwać. Którzy pamiętają na Twoje sława zapisane w Księdze Apokalipsy przez św. Jana: „Oto stoję u drzwi i kołaczę. Jeśli kto posłyszy mój głos i drzwi otworzy, przyjdę do niego i będę z nim wieczerzał - a on ze Mną”. Nie tylko pamiętają, ale na nie radośnie odpowiadają otwierając na oścież dla Ciebie drzwi do swojego serca. Którzy poza Tobą i bez Ciebie nie widzą sensu własnego życia.

No tak - zapomniałem… Są także ci „inni”… Jacy „inni”? - Ci, którzy specjalnie z Tobą nie chcą mieć wiele wspólnego. Którzy sobie tłumaczą, że nie chcą się Tobie naprzykrzać, bo masz wiele innych ważniejszych spraw na głowie. Którzy na słowa: „kościół”, „Msza święta”, „spowiedź”, „Eucharystia’, „Przykazania” - odczuwają dziwną alergię i omijają Ciebie z daleka… Są także ci młodzi, niestety coraz liczniejsi i coraz młodsi młodzi, którzy biorąc niechlubny przykład ze starszych (może nawet własnych rodziców) starają się zachowywać bezpieczny odstęp od kościoła, bo w środku podobno jest im za duszno, za gorąco, za ciasno, niewygodnie i nigdy nie ma dla nich - jak twierdzą - miejsca. Którzy intensywnie przypatrują się temu, co się dzieje wokół kościoła, a jednocześnie nie interesują się tym, co Ty dla nas i dla nich czynisz w kościele na ołtarzu. To dla nich nieistotne, tym się zbytnio nie interesują, to dla nich nie ma większego sensu. Za to oczkiem w ich głowie jest sięgnąć po kolejny papieros, wychylić kolejny kieliszek wódki czy kufel z piwem, zaliczyć kolejną „przygodę” czy przesiedzieć całą niedzielę przez telewizorem czy komputerem.

Często też okłamują rodziców, siebie ale nade wszystko Ciebie, twierdząc że byli ma Mszy świętej, podczas gdy czas na nią przeznaczony przesiedzieli w sklepie czy z dala od twojej świątyni… Czy dla nich Msza święta ma jeszcze jakąś wartość? A Ty? Gdzie jest dla Ciebie miejsce w ich życiu?

To o takich ludziach ze łzami w oczach pisał kiedyś twój uczeń, św. Paweł w Liście do Filipian: „Wielu bowiem postępuje jak wrogowie krzyża Chrystusowego, o których często wam mówiłem, a teraz mówię z płaczem. Ich losem - zagłada, ich bogiem - brzuch, a chwała - w tym, czego powinni się wstydzić. To ci, których dążenia są przyziemne.” (Flp 3,19) Św. Paweł pisał o ludziach sobie współczesnych, ale tymi samymi słowami opisuje wielu ludzi mi współczesnych, do których trudno dotrzeć, którym trudno przemówić do zdrowego rozsądku, którzy tak zasmakowali przyjemności tego świata, że o Tobie zapomnieli i z Tobą się nie liczą.

Ale po co ja Tobie, Jezu, o tym piszę? Przecież Ty to wszystko doskonale widzisz i lepiej niż ja znasz. Przecież to właśnie Ciebie jedni kochają, a „inni” Tobą pogardzają… Tak jak dwa tysiące lat temu, tak i dzisiaj jesteś przez wielu uwielbiany, szanowany i kochany, ale jest i wielu takich, którzy sobie z Ciebie kpią czyniąc pośmiewisko, którzy na Ciebie plują, którzy Cię biczują… Dla niektórych jesteś „Zerem”. Ale nie dziwię się temu. Przecież sam powiedziałeś przed Twoim wniebowstąpieniem, że odchodzisz do Ojca, ale pozostajesz z nami w swoim Kościele - czyli pośród nas „przez wszystkie dni aż do skończenia świata”. Zastanawiam się tylko, jak Ty to tak spokojnie znosisz… Przecież tak wiele cierpisz za nas, także dzisiaj.

Wiem, sam mi o tym powiedziałeś - bo umiłowałeś nas „do końca”, a Twoja miłość jest niepojęta. Wychodzisz po raz kolejny do nas, na ulice naszej wioski aby tych, co Ciebie kochają, napełnić jeszcze większą miłością, zaś tych, co Tobą teraz pogardzają, przyciągnąć do siebie, aby w porę się opamiętali i całkowicie się w grzechach i w piekle nie zatracili.

Przystrajamy nie tylko nasze okna, drzwi, obejścia, ulice, chodniki, ścieżki, ale nade wszystko - co jest najważniejsze - przystrajamy nasze serca. I o to właśnie chodzi, aby nasze wnętrze było takim cudownym ołtarzem, przy którym na chwilę zatrzyma się Bóg - zatrzyma się i…zamieszka na stałe. I niech cały świat o tym wie, że w naszym wnętrzu jest sam, Trójjedyny Pan. I to jest najgłębszy sens Bożego Ciała.

Cztery ołtarze pod gołym niebem - jak cztery strony świata, a między nimi Chrystus i Jego wyznawcy. Pieśni, kwiatki rozsypane przez dziewczynki i kolorowe stroje kobiet. Dźwięk dzwonków ministrantów i odgłos dzwonów kościelnych. Cztery Ewangelie i cztery kazania. Ulice, chodniki i polne ścieżki. Śpiew ludzi i śpiew ptaków. Oto obraz Bożego Ciała.

Więc - dziękuję Ci, Panie Jezu za tę naukę. Za to, że trwając przy Tobie - nie pozwalasz mi zwątpić w miłość i sens tego świata. Że dajesz nadzieję na lepsze jutro…Do zobaczenia na procesji.

Dla niewidomych